Dzisiaj będzie krótko.
Wystarczy, że dam Wam gwarancję, iż jest to książka pisana z olbrzymim pietyzmem i atencją. Na równi ważni są w niej ludzie, z którymi Autorzy się spotykają i miejsca, które odwiedzają. Każda historia jest pełną opowieścią o człowieku i o naturze. Bez przeciągania liny pomiędzy jednym a drugim. Udało się Berenice i Piotrowi nie tylko doskonale opisać specyfikę tego skrawka raju, ale także uchwycić właściwość Fiordów zachodnich, która często czyni tę rajskość mocno mglistą. Jest to fascynująca opowieść o miejscu, w którym cisza aż piszczy w uszach. Miejscu, gdzie przyroda wiedzie prym nad człowiekiem. To jest magiczny skrawek ziemi i czytając ich fascynującą opowieść snutą z tej części wyspy, przeżywałam na nowo czas, który było mi dane tam spędzić. A nie ukrywam, iż mam trzy miejsca do których już dziś przeniosłabym się na Islandię. Jednym z nich jest Ísafjörður (o którym w książce jest kilka wspomnień – i jeden osobny rozdział).
Takich historii chcę czytać jak najwięcej… i nie piszę tego ze względu na mój brak obiektywizmu wobec Islandii. Jest to po prostu przykład rzetelnego warsztatu pisarskiego. Doskonale skonstruowanego reportażu, w którym Autorom nie miesza się założenie z rzeczywistością.
Wyd. Czarne
2019
Stron: 264