Gdybyście myśleli, że milczę, bo popadłam w zapaść…
Fragment:
Książka nie tylko o zapaści mniejszych miast, ale także o nierówności szans. Wydźwięk nie jest li tylko pesymistyczny, ale kreowany obraz rzeczywistości z polski B i tej jeszcze innego sortu, tli się w pamięci czytelnika. Sporadycznie prześwituje optymizm, ale jest jak słońce próbujące wygrać z nimbostratusami.
Truizmem jest, że nie mamy równego startu, że nie jesteśmy sobie bezwzględnie równi.
W prawniczym świecie mówi się o zasadzie relewantności: jednostki pod pewnymi względami podobne są traktowane podobnie. Życie tę relewantność weryfikuje bezwzględnie. W niektórych fragmentach historie bohaterów książki przypominały mi pewien serial dokumentalny z 2010 roku, pt. „Czekając na sobotę”. Osadzeni zostajemy w rzeczywistości, w której brakuje infrastruktury, nie ma zakładów pracy, nie dojeżdżają tam autobusy, pociągi. Nie ma perspektyw na sensowne i legalne zatrudnienie, gros ofert wskazuje zarobki uniemożliwiające zakup mieszkania, bo nie gwarantują one nie tyle zdolności kredytowej, ale po prostu ledwo starczają na życie. Jest praca, to znowu nie ma mieszkań. Są mieszkania – to ich ceny przekraczają możliwości lokalnej społeczności. Bo na Polskę nakłada się siatkę centylową z danymi z wielkich miast. Rozwój: dane z wielkich miast, przyrost naturalny: dane z wielkich miast, zarobki: średnie z wielkich miast. I nawet tego jednego nie ma… perspektyw… zwłaszcza tych z wielkich miast (…).
Książka: Marek Szymaniak „Zapaść. Reportaże z mniejszych miast”; s. 256
Wydawnictwo Czarne
Premiera: 23.06.2021r.
Cała recenzja: https://tiny.pl/965p1