Nowy rok rozpoczynam książką ważną i bardzo aktualną. Ale również książką, która jest mądrym przystankiem nad nieładem panującym obecnie w świecie. Lara jest matką dwóch chłopców, którym w obliczu wojny nadchodzącej do Gruzji otwiera zachodni świat. Ucieczka jej dzieci do obcej ziemi ma być szansą na lepsze życie, albo na życie w ogóle. Okazuje się natomiast podróżą, która zatacza koło. Wszystkie wojny Lary to przepiękna opowieść o matczynej miłości, o trosce, o młodości, dorastaniu i wyborach. O Wschodzie i Zachodzie. Nie mamy tu takiej złości jak u Oriany Fallaci, są natomiast piewcy świętej wojny. Ale ten wieloletni konflikt świata muzułmańskiego z niemuzułmańskim przedstawiony jest bardzo spokojnie, mądrze i z zupełnie innej perspektywy. Mam wrażenie, że wszystkie życiowe meandry, których doświadczyła Lara, wskutek upływu czasu ułożyły się w niej w głęboką refleksję nad życiem jej synów i nad życiem jako takim. Dla mnie to także obraz ukazujący różnice świata młodości (narwanej, gotowej umierać za ideały) i świata dojrzałości (tej spokojnej, dostojnej i rozumiejącej, że nie wszystko da się zwalczyć ogniem). Miałam momentami wrażenie, że czytam klasyczną powieść o rozdarciu ludzkiej duszy. Tymczasem opowiedziano mi czyjeś życie. To z rodzaju „nie do wiary”. Książka ukazuje również niesamowitą siłę, jaka drzemie w tej kobiecie. Dużo zamieszała w mojej liście najlepszych reportaży. Dołączyła do peletonu.
Polecam.