Wspomnienie o poprzedniej książce („Żeby nie było śladów”) od kilku dni tli się w mojej głowie i nie zasypia na tyle, żeby w stu procentach oddać się kolejnym życiom wystawionym na próbę czasów. Dlatego zanim zaprzyjaźnię się z zapowiadanym wcześniej reportażem Wyd. Czarne („Chłopczyce z Kabulu”) krótki przerywnik. A gdzie łapie się równowagę lepiej niż w górach?
Kilka lat temu wydawnictwo Iskry wypuściło na rynek książkę o Wandzie Rutkiewicz.
Czym różni się ta książka od wszystkich poprzednich i wszystkich następnych?
Napisana jest przez kobietę o kobiecie. Przez przyjaciółkę o przyjaciółce. To daje inne spojrzenie na Bohaterkę, którą znamy jako; poza tym, że utalentowaną; twardą i uparcie konsekwentną. Niewątpliwie są tu elementy ukazujące relację, która łatwa również nie była, ale jest to przede wszystkim portret Kobiety, która w dość niesprzyjających czasach miała odwagę realizować marzenia, które snuć trudno było „nawet” mężczyznom. Opowieść o życiu przeplatanym ze śmiercią. O stratach i dalszej drodze. Tytuł – dość przewrotnie napisany – też nie jest przypadkowy. Konstrukcja człowieka jest taka, że lubi mieć jasność sytuacji i zdarzeń. Tymczasem my cały czas zostajemy ze znakiem zapytania. Mamy piękną, żywą i autentyczną opowieść (nie)dokończonego życia.
O książce opowiada również sama Autorka (tutaj).
Polecam: 5.