Z pierwszą książką danego autora (tą czytaną przez nas) jest tak, że decyduje ona o tym, czy się polubimy czy nie. I na Smutek cinkciarza czekałam z dwóch powodów: po pierwsze to kolejna propozycja Wydawnictwa „Od deski do deski”, a dotychczasowe zaskarbiły sobie moją sympatię, którą dzielę się systematycznie z Wami… a po drugie nigdy nie czytałam książki Pani Chutnik. Więc kierowała mną podwójna ciekawość, jak dwa wygłodniałe żołądki. I moi Mili, najadłam się do syta 🙂 Od deski do deski trzyma poziom, a przez to uzależnia od siebie czytelnika. I wcale nie chcę się z tego uzależnienia leczyć. Chcę się natomiast dowiedzieć i zapytać: Szanowni Państwo, kiedy w serii na faktach pojawi się kolejna książka? Albowiem domagam się jej usilnie.
Przede wszystkim mam takie dwie refleksje; po pierwsze Sylwia Chutnik przenosi nas genialne w świat PRLu. Po 5 minutach jestem znowu w tej szarej Polsce, znam zapach tamtych ulic, wiem jak wyglądają korytarze klatek schodowych w wieżowcach z wielkiej płyty, pamiętam smak Pewexu. Teleportacja jednak istnieje. Przypominają mi się mieszkania obite boazerią, zdjęcia mamy z imprez u znajomych, barki pękające w szwach od alkoholi świata, kurzące się puszki po piwach i pudełka po bombonierkach dumnie prężące się na szczytach regałów. Magnetowid, zgrywane kasety i migawki zachodu (ubrania od koleżanek mamy, które szmuglowały z Turcji). Stary kożuch w szafie, swetry znoszone po starszym bracie, plakaty z niemieckiego Bravo… i karton pomarańczy zza oceanu. Mamy w tej książce wszystko to, co „dzieci komuny” pamiętają jak „Ojcze nasz”. Każdy detal, każdy element, który kształtował nasze charaktery i patrzenie na świat. Po drugie Smutek cinkciarza to historia opisana rewelacyjnym piórem. Wiarygodna i wciągająca. Ale to także studium człowieka – rodzica. Opowieść o relacjach z dziećmi, które często łatwe nie są. Przestroga rodem z bajki o złotej rybce.
Czytając tę książkę miałam wrażenie, że jest to narracja z „trzewiami”. Jest w niej krew, jest tlen i jest serce pompujące życie. Jest też żołądek, który czasami podchodzi do gardła. Taka historia z serii: miej się na baczności.
Oj polecam.