Pustki opowiada o podróży w miejsce z dzieciństwa. Takie, które kojarzy się z wakacjami, z rodzicami, pierwszym zauroczeniem, księdzem z pobliskiej parafii i morzem. To odpowiednik naszych rodzimych wakacji u babci na wsi. Jest przyroda, jest małomiasteczkowość i jest tajemnica. Nie ma natomiast akcji. Zamiast niej jest kilka wątków nadgryzionych przez Autora… trochę jak w skeczu Macieja Stuhra: „(…) siedzimy, nic się nie dzieje”.
Ta łypiąca z okładki zachęta ze strony mistrza Kinga przyprawiła mnie o smutek – ponieważ żeby polecić tę książkę mistrz musiał się zestarzeć. A trapi mnie to, albowiem należę do osób, które zapełniły półki jego książkami i z żalem patrzę jak ulatuje duch i siła króla grozy.
Skąd ta ryzykowna teza? Albowiem Pustki to spokojna opowieść o niczym. Mamy tu głównego bohatera, który niby to rozprawia się z „demonami” przeszłości, jego niepełnosprawnego brata i ciepły opis relacji pomiędzy rodzeństwem. Jest i dziewczynka z sąsiedztwa oraz jej dziecko, którego byt wplatany jest jedynie między wersami. Nie dane jest nam dowiedzieć się ani skąd to dziecko u 13latki, ani jakie są ich losy po przyjściu niemowlaka na świat. A obok tego mamy opowieść o nieżyjącym księdzu i jego następcy, o autochtonach patrzących wilkiem na przybyłych letników, cudowne ozdrowienia i tajemniczego wieśniaka łączącego oba te światy. Jest kilka kwestii, które wydaje się nam, że za chwilę rozgryziemy, że zaraz poznamy te sekrety i tajemnice… już czujemy, że będzie akcja… i co? I pstro. Zmiana kursu, przejście w inne miejsce, nowy rozdział. Mamy wszystko i nie mamy nic. Pustka zamiast wrażeń i doznań po lekturze. Ale okładka piękna, przyznacie 🙂
Odradzam.