Na zewnątrz coraz cieplej, dni coraz dłuższe… jakby i czasu na czytanie przybyło (19-ta nie wydaje się już być 4-tą godziną nocy).
Można też odkurzyć fotel na balkonie i zatopić się w lekturze przy akompaniamencie śpiewu ptaków i szumu wiatru (pod warunkiem, że akurat nie pada). W takich okolicznościach przyrody wymówek, żeby nie czytać coraz mniej (tak jakby były nam potrzebne, prawda?).
Kwietniowe plany powoli się realizują, pora pomyśleć nad majem. Książek, które zalegają na moich półkach z adnotacją „do przeczytania” jest jeszcze kilka… no może kilkanaście;
a nowe wyzwania wciąż nadchodzą. A wśród nich „Po pierwsze nie szkodzić”.
To jest książka, która zachwyciła Zachód. Nagrody, wyróżnienia… „itepe, itede”. Z reguły unikam takich pozycji… pomna doświadczeń z przeszłości, kiedy ktoś dostaje Literackiego Nobla, a ja mam ochotę dostać – pardon! – jebla czytając nagrodzony twór. No ale tylko krowa nie zmienia zdania, zwłaszcza, jeżeli pojawia się książka dotycząca mózgu i człowieka (to nie zawsze idzie w parze).
Marsh daje nam wyjątkowo intymną, ciepłą i czasem przerażającą opowieść o powołaniu lekarskim. – „The New York Times”
Tak elegancko napisana książka, że nic dziwnego, iż
w Marshu neurochirurgia odnalazła swego Boswella. – „The Economist”
Brzmi kusząco – jak będzie, okaże się po majówce. Do księgarń książka trafi 18 maja. Zrobię sobie i Wam urodzinowy prezent 🙂
MB.