Z krzywdami w życiu jest tak, że trzeba je przepracować, żeby w pełni iść w tymże życiu do przodu. Często wydaje się nam, że coś czego doświadcza dziecko pójdzie w zapomnienie, albowiem kluczowe dla naszej egzystencji są lata dorosłe, na których budujemy codzienność rodzinną lub zawodową. Tymczasem człowiek jest sumą doświadczeń i na ich kanwie stąpa w jutro. Trudno jest budować stabilne, dobre jutro na mrocznym i bolesnym wczoraj. A do dzieciństwa wraz z wiekiem wracamy częściej i głębiej. Nabyte lata niosą ze sobą umiejętność zrozumienia pewnych schematów i działań, którymi naznaczamy nasze życie. Z wiekiem coraz bardziej wiemy kim i dlaczego tym kimś jesteśmy. Z upływem lat zadajemy trafniejsze pytania, zbliżając się do sedna naszego sum. A niezaleczone rany są po prostu niezaleczone. Historia niesiona kartami tej książki rozwija się powoli, bo głębokie rany goją się niespiesznie. I nie ma tu nagłych zrywów. Ludzie cierpią tu w skrytości i po cichu.
Bliźniaczy bohaterowie próbują swoje skaleczenia leczyć we właściwy sobie sposób; alkoholem (Bror), pozorną obecnością (Jana). Definiując oprawców przyznają każdemu z rodziców wyróżniający określnik: oociec, aatka. A przecież pseudonim, wyróżniając (nierzadko stygmatyzując) pozwala nam odpowiednio albo wysączyć, albo zawoalować prawdę o osobie. I w tym oocu i tej aatce jest próba ucieczki od bolesnych wspomnień, chociaż owe nazwy zrodzone są właśnie z nich: z bólu i z przeszłości; ale też tęsknoty za dobrą, zdrową miłością, która jest esencją życia. W tej książce głębi nabiera powiedzenie, że w nieszczęśliwych domach nie ma szczęśliwych dzieci, chociaż owe dzieci z biegiem lat niezmiennie próbują układać swoje życia „normalnie”. Relacje wiotkie mają rzadkie szanse na wzmocnienie, a na pewno te szanse są wyjątkowo nikłe u bohaterów książki. Za dużo brudu uzbierało się za paznokciami, żeby otwarcie i bez skrępowania podać sobie dłonie. Taki jest pierwszy tom niosący historię rodziny Kippo. Być może pozostałe dwa tomy pozwolą zastanym emocjom ewoluować. Na to polski czytelnik musi jeszcze poczekać.
O narracji w tej książce najlepiej napisała tłumaczka, Agata Teperek, która odkrywa się przed czytelnikiem z wyzwaniami wynikającymi z konwencji przyjętej przez Autorkę. Historia o ranach opowiedziana jest również kalekim językiem. Wolnym od interpunkcji. Nie jestem pewna czy ten zabieg w pełni do mnie trafia. Lubię, gdy historię człowieka i jego emocje Autor/ka oddaje bez (wg mnie zbędnych) zdobników (sic!, bo przecież brak tu zwykłych znaków interpunkcyjnych). Ale ten zabieg pokazał mi, że nasz mózg bardzo łatwo adaptuje się do wyzwań. Chociaż początek dostarcza dziwnych doznań, skutecznie wciągamy się w te zmagania językowe.
**Recenzja dostępna także na #fundacjatukultura