Odgrzewam dzisiaj bardzo starego kotleta (pierwsze wydanie to rok 1960), ale jest on nadal soczysty i smakowity. Książka legenda wśród żeglarskiej braci. A wszystko za sprawą doskonałego pióra i poczucia humoru Autora a także przez wzgląd na – zasadniczo – głównego bohatera książki, Kapitana Mamerta Stankiewicza, kojarzonego przez wielu z tych, którzy swoje serce oddali szerokim wodom.
Ale cały witz polega na tym, że jest to doskonała lektura dla każdego czytelnika. Opisy z wypraw morskich są zabawne, ale też momentami wzruszające. Pokazują ciężką pracę na statku, ale także pozwalają posmakować jak kształtowały się relacje/przyjaźnie i antypatie wśród załogi. Znaczy kapitan to zbiór 37. opowiadań, które układają się w całość, z tego też powodu należy książkę czytać jak jedną opowieść. A bohaterem tej historii, którą Autor snuje bardzo żywo i z olbrzymim poczuciem humoru, jest w dużej mierze wspomniany na wstępie kapitan Mamert Stankiewicz. Zresztą tytuł nie wziął się z bylekąd – kapitan Stankiewicz posiadał „przywarę”, która polegała na tym, iż każdą wypowiedź rozpoczynał od słowa znaczy. Kapitan Stankiewicz to była osoba z tej starej dobrej szkoły, w której słowo miało wartość, podobnie jak cenne było morale. To człowiek-dusza, a przy tym doskonały dowódca. I właśnie to wybrzmiewa w kontekście jego postaci z całej książki Borchardta.
Borchardt (tu posilę się zasobami wikipediowo-encyklopedycznymi) w 1928 roku ukończył Szkołę Morską w Tczewie, pierwszą (po odzyskaniu niepodległości) państwową szkołę morską w Polsce, powstałą w roku 1920. Potem pływał na Darze Pomorza, Lwowie (statki szkoleniowe) i na statkach pasażerskich. Ale był również – jak się okazuje – doskonałym opowiadaczem. Jego anegdoty, od których aż kipi w książce – są inteligentne, zabawne i upływ czasu nie ma dla nich absolutnie żadnego znaczenia.
Znaczy, polecam!
🙂
Na rynku dostępne są różnorakie wydania książki.
Akurat to dzisiejsze to:
Wydawnictwo Dolnośląskie
2006
Stron: 412