Wspaniała opowieść o nietuzinkowym człowieku. Książka jest relacją z rozmów, które z Markiem Edelmanem prowadzili jego przyjaciele, znajomi i współpracownicy. To doskonale splecione ze sobą skrawki wspomnień o magnetyźmie, stanowczości, wielkim sercu i równie wielkiej osobowości, która nie uznawała kompromisów i nazywania go bohaterem. Nie brakuje tam wspomnień o getcie (zwłaszcza pod koniec książki), odwołań do codziennej pracy z Markiem Edelmanem jako lekarzem. To portret fascynującego mężczyzny, który – co zresztą uwidacznia się w opisanych tam zdarzeniach i relacjach – działał na ludzi (w tym zwłaszcza na kobiety) jak magnes; ale też jak magnez (dodawał im energii i nierzadko pozwalał wziąć się w garść). Był społecznikiem, całkowicie oddanym innym. To w dużej mierze wpłynęło na Jego życie, w którym częściej niż o sobie, myślał o tych, którzy potrzebowali pomocy.
Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że nie było dla Niego spraw niemożliwych. Wartości dodanych w książce jest wiele. Mamy tu również m.in. krótki rys tego jak pojmował Żydów europejskich i jerozolimskich. „O Izraelu mówił, że to lotniskowiec USA na Bliskim Wschodzie, że Amerykanom nie zależy na Żydach, im chodzi o naftę. Nie znosił ich też właśnie za to, że mieli pretensje do ludzi, którzy ocaleli z Zagłady. Dla nich najlepsi bohaterowie byli bohaterami martwymi” (s. 204). Miał swoją (niezwykle interesującą) definicję Żyda.
Wspaniały portret (bo powiedzieć „pomnik” byłoby dla Niego przejawem mojej głupoty) wielkiej Osobistości i Osobliwości, której próżno szukać w dzisiejszym świecie.
Książka obowiązkowa 🙂