To jest książka petarda.Doskonała dekonspiracja organizacji pozarządowych z zakresu pomocy humanitarnej. Smutne jest tylko to, że tak wiele przestrzeni życia pozwala na powstawanie tak licznych reportaży, które z jednej strony porażają swoją autentycznością, prawdą i siłą przekazu; zaś drugiej zaś obnażają codzienność z oszustw, kłamstw i ludzkiej chciwości (głupoty, rzec by się chciało).
Każdy z nas ma możliwość pomocy słabszym; niektórzy wręcz trawieni są takąż potrzebą…
i pomagają. Najczęściej ofiarność ta ma formę pieniężną. Ale co dzieje się z tymi pieniędzmi, kiedy już opuszczą naszą kieszeń? Książka ta zaintrygowała mnie również dlatego, że popularne stało się ostatnimi czasy „rozliczanie” WOŚP z pieniędzy, które zbierają. No to proszę Państwa Pani Polman podpowiada nam, że póki zgromadzone fundusze wydatkowane są w sposób racjonalny i wedle potrzeb – póty doprawdy możemy spać spokojnie.
Inaczej jest w przypadku wielu akcji zorganizowanych na potrzeby ofiar trzęsień ziemi, klęsk żywiołowych, wojen. Tutaj nie można mówić o pomyłce… tu jedyne słowo, które pasuje do nieprawidłowości po stronie NGO, INGO i MONGO (itd.) to nikczemność i podłość ludzka wymieszane z głupotą. A przecież można działać tak, żeby poniższa maksyma nigdy nie traciła na wartości: Nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym. Churchill nie chciałby czytać tego reportażu. Państwo – powinniście.
Okładka wpleciona w tekst to pierwsze wydanie książki. Niedawno wyszedł dodruk – i ma obecnie taką szatę graficzną: