[SZTUKATER.pl]
Dobrych książek o pisaniu jest jak na lekarstwo. Co prawda widząc w notce „ta książka pomogła tysiącom ludzi odnaleźć swój geniusz, swoje prawdziwe twórcze ja…” od razu mówię: nie wierzę, poproszę o statystyki…; ale wierzę w to, że faktycznie jest to książka, która pokazuje namacalnie adeptowi sztuki pisarskiej o co w pisaniu chodzi. Podobnie jak Autorka uważam, że często ludzie umieją opowiedzieć piórem wspaniałe historie, ale są czymś przyblokowani i przez to ich próby pisarskie są płytkie, bohaterowie trochę nie do końca autentyczni. Tak jakby sam autor nie był całkowicie przekonany do postaci, które stworzył. Żeby pisać dobrze trzeba znaleźć wytrych do tej blokady. Słynne „pokazuj, nie opisuj!” dopiero w tej książce nabiera wyraźnego znaczenia. Udało się to Autorce prostym, banalnym wręcz zabiegiem. Najpierw wrzuca fragment, a potem go dokładnie komentuje. Nie przeprowadza analizy słowo po słowie – czasami odnosi się do jednego urywku; czasami pokazuje ten fragment poprzez reakcję słuchaczy. A niekiedy mówi wprost co zdecydowało o tym, że dany tekst jest dobry/zły. Wynika stąd jasno, iż znaleźć w książce można oczywiście zarówno fragmenty dobre (i dowiadujemy się dlaczego są dobre), jak i złe (per analogiem). Natomiast samymi takimi egzemplifikacjami trudno byłoby Autorce stworzyć książkę sensowną i wartościową. Bliżej byłoby jej do zeszytu ćwiczeń, a ćwiczeniem ma być przecież samo pisanie. Co zatem powoduje, że ta książka jest inna i wyjątkowa? – że tak na wstępie zdradzę moją opinię o niej. Ueland uczy myśleć jak pisarz, patrzeć na świat jak pisarz i pisać jak pisarz a nie pismak lub gorzej – pisarzyna. Robi to stopniowo, na każdej stronie – od pierwszej począwszy. Ot proste zabiegi… za pisanie poza talentem odpowiedzialna jest wyobraźnia. W natłoku codziennych spraw – dzieci, zakupy, praca, gotowanie, dzieci, sprzątanie, dzieci…itp., itd. trudno jest pozwolić myślom popłynąć swobodnie(j) w przestrzenie inne niż rachunki, które trzeba zapłacić, samochód, który trzeba zreperować, etc. Na zamknięcie się na rok w samotni pozwolić mogą sobie nieliczni. Jak zatem wybrnąć z takiego impasu? Spacer. Godzinę na spacer znajdzie każdy. Sęk w tym, żeby ten spacer nie był sztampowy, nie przebiegał co wieczór tak samo. Nie ma nic złego w jego powtarzalności – ale od czasu do czasu należy dodać do niego coś nowego. Cytat: „Kiedy myślałam, że spacer to tylko ćwiczenie, pomysły nie przychodziły. <<Tylko podczas spacerów, które są trochę za długie, do człowieka przychodzą jakieś nowe pomysły>> – napisałam w swoim pamiętniku. Teraz to rozumiem. Było tak dlatego, że kiedy byłam niedaleko domu rezygnowałam z ochoty, z usiłowania doprowadzenia tego obowiązkowego ćwiczenia – spaceru – w nieuczęszczane miejsca. ” (s. 57). Prosty trik, a jakże skuteczny. Dla jednego będzie to spacer – dla drugiego godzina na ławce w parku i obserwowanie ludzi. Ale są to rzeczy namacalne i w zasięgu każdego człowieka. Nic tak nie wietrzy głowy i nie wyostrza zmysłów jak przestrzeń dla samego siebie. A, że czasami trzeba ją wywalczyć… cóż.
Autorka zwraca również uwagę na jeszcze jedną kwestię, o której chcę tutaj wspomnieć. Odnosi się ona do wyzbycia się pretensjonalności i pozowania, a zamiast nich pisania autentycznie, nazywania rzeczy po imieniu – nazywa to pozbyciem się „powinności”. Odwołuje się w tej kwestii do pisarzy rosyjskich – traktuje o tym rozdział XII (s. 127 i n.). Ueland posiada umiejętność trafnego nazywania rzeczy po imieniu. Każda jej uwaga do złego pisania jest strzałem w dziesiątkę. Ponieważ pogubić się w tychże do’s and don’ts nie jest wcale tak trudno, na końcu książki znajduje się 12 punktów podsumowujących. To można wydrukować i powiesić nad biurkiem… i systematycznie w te punkty zaglądać… ale tyko lektura całej książki pozwoli dobrze zrozumieć tenże bryk.
Każdy kto chce pisać powinien przeczytać tę książkę. Kilka razy.
Ocena prasowa: 6.