Roth tylko pozornie portretuje mężczyzn wieku średnio-senioralnego, dotkniętych kryzysem upływu lat, którzy na swoje poczynania patrzą z dystansem, bo patrzeć mogą już tylko wstecz. Zastana śmierć spina klamrą historię, którą jest całe życie denata. Rozlicza się on sam ze sobą, ze swoich decyzji egzystencjalnych. Spowiada się ze swoich kochanek, romansów, ślubów i samotności. Staje w szranki ze starością. Ale odbiorcą wcale nie musi być ów senior… to czyni książkę bardzo uniwersalną. Każdy, kto czasami zastanawia się nad tym co w życiu zrobił źle/dobrze, każdy komu zdarza się zaduma nad nicością tego ziemskiego losu (piszę to zupełnie bez patosu, bo ten obcy jest książce Roth’a), odnajdzie w Everyman’ie cząstkę siebie.
Miałam takie wrażenie, jakby Roth prosto z mostu mówił mężczyznom, o wielu za ale też wielu przeciw myśleniu główką a nie głową. Ale pukał także do świata kobiet, które wcześniej zmagają się z widocznym upływem lat (osobiście uważam, że wiek to stan umysłu i duszy). Jakkolwiek na koniec, smagnie on i płeć brzydką, zupełnie inaczej zmagającą się ze swoją metryką. Starość przywodzi kobietom zupełnie odmienne refleksje niż te, z którymi mierzą się mężczyźni. Za tymi dywagacjami idą inne decyzje… a na koniec dnia każdy oswaja własną samotność.
Tytuł doskonale odzwierciedla zarówno to o kim, jak i dla kogo jest książka Roth’a. To dość osobliwe memento mori Autora.
Zdecydowanie książka warta polecenia. Do niespiesznej lektury, do lekkiej kontemplacji. Dla tych, dla których życie to coś więcej niż tu i teraz.
Wydawnictwo Literackie
2016
Stron 166
Przekład: Jolanta Kozak